środa, 27 lutego 2013

Hindusi wiedzą co dobre. Himalaya Herbals Nourishing Hand Cream

Kilka notatek temu pokazywałam Wam moje łupy z podkarpackiej części Polski. Był tam zestaw dotychczas nieprzetestowanej, acz chwalonej przez innych marki, która zwie się Himalaya Herbals. Interesował mnie żel, ale skoro przykleili do niego krem do rąk to postanowiłam wypróbować. U mnie te produkty zużywają się bardzo szybko, gdyż są bardzo intensywnie konsumowane przez moją skórę. Od takiego kremu nie oczekuję wiele - ma nawilżać na tyle dobrze, żeby nie trzeba było nakładać go co pięć minut. O tym, czy indyjskie mazidło sprawdziło się u mnie dowiecie się w dalszej części posta.


Krem ma tradycyjne opakowanie w formie tuby. Pojemność jest niewielka, bo tylko 50ml, ale ma to też woje plusy. Ze względu na niewielki format  z łatwością zmieści się nawet w niewielkiej torebce czy kosmetyczce. Tuba jest miękka, mimo to jednak bez problemu wydobywa się z niej krem. Całe szczęście, że produkt nie wypływa przez brzegi i łączenia. Plastik nie męka w żadnym miejscu i nie daje możliwości dostania się do środka powietrza. Nakrętka na "klik" sprawdza się dobrze, otwiera się lekko, ale nie samoistnie. Otwór wylotowy jest mały, ale dozuje odpowiednią ilość kremu.

Na opakowaniu jest jedna naklejka, która zajmuje niemal całą jego powierzchnię. Jej krawędzie są niemal niewidoczne, a ona sama nie zadziera się i nie odkleja. Napisy są nadrukowane, ale nie ścierają się ani odrobinę. Szata graficzna jest całkiem w porządku, informacje w języku angielskim, litery pisane różną czcionką i kolorami, ale nic się ze sobą nie gryzie. Ogółem produkt wygląda OK, może nie powala, ale nie jest źle.


Krem nie jest bardzo gęsty, ale w żadnym wypadku nie spływa z rąk.  Nie jest też bardzo ciężki, łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, pozostawiając  delikatną, aksamitną, nieśliską i nietępą powłoczkę, która znika po kilku minutach od aplikacji. Nie jest to długotrwały, lepki film, który przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, więc myślę, że nikogo by do siebie nie zraził konsystencją.

Produkt posiada zapach, delikatny i bardzo lekki, ale trudny do określenia. Nie jest to woń owocowa czy trawiasta, może nieco kwiatowa, roślinna. Nie jest mocny, duszący, znika po kilku chwilach ze skóry. Mnie nie przeszkadza, podoba mi się, ale nie wącham go z uwielbieniem, po prostu jest i nie zwracam na niego uwagi.

Skład: Aqua, Stearic Acid, Glycerin, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Mineral Oil, Cetearyl Alcohol, Carbomer, Prunus Armeniaca (Apircot) Kernel Oil, Phenoxyethanol, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Methylparaben, Sodium Hydroxide, Fragrance, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Propylparaben, Tocopheryl Acetate, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Disodium EDTA.


Krem sprawdził się na moich dłoniach, ale na KWC opinie ma bardzo przeciętne. Ja odczuwam średnie nawilżenie, niewielkie odżywienie i spore wygładzenie. Nie odnotowałam podrażnień, ataku krostek mimo oleju mineralnego. Parabeny nie robią mi krzywdy, ogółem produkt nie spowodował żadnych negatywnych skutków. Nawet go polubiłam, może skuszę się na kolejne opakowanie, gdy będzie w promocji z jakimś ciekawym żelem do mycia twarzy.

Opakowanie - 8 - miękkie, niewielkie, w sam raz do torebki, nie otwiera się samoistnie. Konsystencja - 9 - lekka, aksamitna, szybko się wchłania, nie pozostawia tłustego filmu. Zapach - 8 - przyjemny, niedrażniący, utrzymuje się raczej krótko. Skład - 6 - kilka olejków, parabeny, olej mineralny i parę niepotrzebnych dodatków, ale nie jest źle. Działanie - 7 - nawilża i odżywia, niezbyt mocno, ale zauważalnie. Ocena ogólna - 7,5/10. Całkiem niezły produkt, można wypróbować :) 

poniedziałek, 25 lutego 2013

Klasycznie, ale z pazurem. Pierre Renè Carnival 01

Z czerwonymi lakierami jakoś mi nie po drodze, chociaż podobają mi się, nawet bardzo. W związku z tym w moich zbiorach posiadam tylko dwa egzemplarze tego kobiecego koloru. Jednym z nich jest Pierre Renè Carnival 01, który dzisiaj Wam zaprezentuję. Właściwie to dopiero teraz przekonałam się do noszenia tego koloru na paznokciach, kiedyś wydawał mi się zbyt elegancki, poważny, a nawet nudny. Całe szczęście, że na mojej drodze pojawił się ten z karnawałowej kolekcji :D

01 to piękna, intensywna czerwień, bardzo kobieca. Zawiera mnóstwo maleńkich glassflecked w kolorze różowym i odrobinę złotych. Daje cudowny, elegancki efekt, klasyczny, ale z pazurem. Ślicznie mieni się w słońcu. Jest to odcień dobry szczególnie dla tych, którym znudziła się tradycyjna czerwień, ale nie mają odwagi na nałożenie brokatowego topa. Właściwie jest dobry dla osób w każdym wieku, o ile pomalujemy nim paznokcie perfekcyjnie, bez zamalowanych skórek.   

Obawiałam się, że będzie się źle rozprowadzał, ale byłam w błędzie. Lekko i bezproblemowo się nakłada, nie rozlewa i nie smuży. Jedna warstwa kryje w pełni, ale przy drugiej ukazuje się jego urok i głębia. Schnie szybko, około dziesięciu minut na warstwę. Nie jest bardzo trwały, już po jednej dobie pojawiają się minimalnie starte końcówki. Nie odbarwia paznokci, nie robi plam. 


Mnie ten lakier się bardzo podoba i zdecydowanie przekonał moją osobę do czerwieni. 

niedziela, 24 lutego 2013

Niepozorny pomocnik - Apteczka Babuni Olej rycynowy

Olej rycynowy jest powszechnie znany jako środek przeczyszczający, ale wiele osób stosuje go na włosy, rzęsy i paznokcie. Przez długi czas nie dawałam sie tej modzie, ale w grudniu zległam i nie żałuję ani odrobinę. Olejek z Apteczki Babuni nakładałam na rzęsy, włosy i paznokcie i dzisiaj podzielę sie z Wami moja opinia na temat jego działania. Czy podzielam zdanie innych? Tego dowiecie sie w dalszej części posta (:


Olejek dostajemy w niewielkiej, przypominającej krople nasercowe ciemnej, ale przezroczystej buteleczce. Jest ona wykonana ze średnio grubego szkła, które mimo upadków nie rozbija się. U góry mamy plastikowa nakrętkę skrywającą otwór bez żadnego dozownika, co uważam za mankament. Nieuważnie można wylać pół butelki na siebie oraz wszystko wokół. Niestety nie jestem w stanie sprawdzić ilości, która pozostała w opakowaniu, gdyż zasłania to ogromna naklejka.

Nalepka jest jedna, ale zajmuje niemal całą powierzchnię butelki. Należy do tych, które się rozwijają - trzeba pociągnąć za jeden róg i mamy informacje pod spodem. Póki co jeszcze nie zaczęła się odklejać mimo dotykania i brudzenia olejem. Szata graficzna jest typowa dla leków - wygląda, że tak powiem, zabytkowo. Babcia w górnej części etykiety wygląda poczciwie, chyba w celu zachęcenia do używania. Mnie wygląd opakowania nie przeszkadza, nie odstrasza.


Olejek jest lejący, ale dość gęsty. Dochodzi to tego jeszcze naprawdę spora tłustość. W związku z tym wchłania się długo, zmywa nie najłatwiej. Jest też nieco lepki i szybko robi plamy na ubraniach, kiedy dotkniemy ich tłustymi rękoma. Przez swą gęstość i spory otwór jest średnio wydajny, ale przy tak niskiej cenie można pozwolić sobie na częstszy zakup i nie jest to mankamentem. 

Zapach olejku jest lekki, wyczuwalny dopiero po przytknięciu ręki do nosa. Ja stosowałam go najczęściej na rzęsy, więc nie wąchałam. Nie jest to woń słodka, kwiatowa, ale dość specyficzna. Ja jej prawdę mówiąc na sobie nie czuję, bo rzęs nie wącham :D Jestem pewna, że nikogo nie będzie drażnił, bo prawie go nie czuć.


Powyższe zdjęcie pokazuje stan moich rzęs sprzed kuracji, po jednym miesiącu i po dwóch, czyli aktualnie. Efekty widać gołym okiem :D Rzęsy wyraźnie się wydłużyły i zagęściły. Są mocniejsze, bardziej elastyczne i wyglądają zdrowo. Jestem z tego powodu niezwykle szczęśliwa. Kurację oczywiście kontynuuję. Często nakładam go też na paznokcie - są gładsze i zdrowsze. Na włosach wylądował dopiero dwa razy, ale postaram się częściej aplikować go na łepetynę.

Opakowanie - 6 - apteczne, ciemne, "zabytkowe", ze sporym otworem i wielką naklejką. Konsystencja - 6 - gęsta, ale lejąca, wchłania się powoli, olej nałożony na rzęsy w zbyt dużej ilości spływa. Zapach - 6 - jak dla mnie neutralny. Działanie - 9 - wydłuża, nawilża, zagęszcza rzęsy, nawilża paznokcie. Ocena ogólna - 9/10. Bardzo porządny, wszechstronny produkt! Warto wypróbować :) 

piątek, 22 lutego 2013

♥♥♥ Sally Hansen Complete Salon Manicure Mousseline

Jakiś czas temu zaczęły mi się podobać bardzo jasne lakiery do paznokci. Zgodnie z tą myślą rozpoczęłam poszukiwania i niemal od razu trafiłam na coś, co całkowicie mnie uwiodło. Jest to emalia prawie idealna w każdym stopniu - kolorze, jakości, konsystencji. Sprawiła, że mam ochotę na kolejne produkty tej firmy. O czym mowa? Poznajcie Mousseline od Sally Hansen z serii Complete Salon Manicure.

Mousseline to lakier o kolorze wręcz cudownym ♥. Jest to odcień maksymalnie rozbielonego beżu, ale nie biały. Jest jasny, bardzo "czysty", sprawia wrażenie wypielęgnowanych dłoni i paznokci. Przy okazji jest też bardzo naturalny, idealny do pracy lub szkoły, tam, gdzie nie powinno się mieć krzykliwych kolorów na pazurach. Nadaje się na każdą okazję i do dowolnego stroju, nie rzuca się w oczy.

Lakier rozprowadza się bardzo dobre. Nie rozlewa się po płytce i skórkach. Ma pędzelek lekko zaokrąglony, dzięki czemu łatwiej precyzyjnie nałożyć emalię. Przy pierwszej i drugiej warstwie minimalnie smużyć, ale ja i tak uważam za konieczne nałożenie trzeciej. Każda warstwa schnie około ośmiu - dziesięciu minut, a więc niedługo. Nawet po pięciu dniach nie ma odprysków, jedynie końcówki są odrobinę, niemal niewidocznie starte. 


Mnie ten lakier szalenie się podoba i mam zamiar często go eksploatować :) Podoba się Wam czy wręcz przeciwnie?

czwartek, 21 lutego 2013

Osiem dni kosmetycznych odkryć, czyli jak upolowałam ciekawe produkty

Jak już pisałam na fejsbukowym profilu, na który serdecznie zapraszam (odnośnik w pasku po prawej stronie), wróciłam z wojaży. Ferie spędziłam w miłej, rodzinnej atmosferze i ciągłej zakupowej bieganinie, w wyniku której upolowałam kilka smaczków. Zazwyczaj nie chwalę się łupami wcześniej niż pod koniec miesiąca w podsumowaniu, ale tym razem nie byłam w stanie wytrzymać, aby ich Wam nie pokazać. Myślę, że nie będziecie miały mi tego za złe :)


Zaszalałam z odżywkami do włosów - kupiłam aż trzy, mimo że nie planowałam ich zabierać ze sobą. Zestaw Himalaya Herbals wpadł mi do koszyka równie niespodziewanie. Lakiery również przyszły same wraz ze zmywaczem, więc nie czuję się winna :D Poza tym żaden z produktów nie kosztował więcej niż 14 złotówek, a za całość zapłaciłam 55 złotych i jednego grosza. Nic nie wzięłam z musu, nad każdym zakupem się zastanawiałam i nie żałuję ani odrobinę, że zabrałam te kosmetyki ze sobą.


Enliven Natural Fruits Extracts Kiwi & Fig Conditioner - wielka, 400ml butelka nieznanej mi firmy od razu przykuła moją uwagę, jednak wróciłam po nią dopiero po dwóch lub trzech dniach. Marka wydaje się być ciekawa, skład nie najgorszy, zapach w porządku. Jestem bardzo ciekawa działania, dziś lub jutro zaaplikuję na łepetynę i zacznę testowanie.

Garnier Ultra Doux Sekrety Prowansji Odżywka do włosów Lawenda i róża - skusiła mnie szata graficzna, kolor opakowania i cena w promocji. Garnierowych odżywek z tej serii nie miałam nigdy, więc nie mam porównania. Skład ma w miarę przyjemny, zapach mocno lawendowy, ale nie taki, jak w kulkach na mole. Po pierwszym użyciu nie jest źle, obyło się bez obciążenia, ale na recenzję poczekacie kilka tygodni.

Joanna Argan Oil Odżywka do włosów z olejkiem arganowym - jakiś czas temu ujrzałam na blogach zapowiedzi, więc uznałam, że może warto się zapoznać z nową serią. Obecny jest olejek arganowy, mniej więcej w połowie składu. Posiada też silikony, co w odżywkach po myciu mi nie przeszkadza, a pomaga. Użyłam jej raz i efekty bardzo mi się spodobały.


Himalaya Herbals Gentle Exfoliating Daily Face Wash All Skin Types - próbuję ponownie przekonać się do żeli myjących twarz i właśnie dlatego kupiłam ten. Ma przyjemny skład, bez SLS i parafiny, lekko peelingujące drobinki i ładny zapach. Użyłam go kilka razy, ale już go lubię. Ciekawe, jak będzie się sprawdzał na dłuższą metę.
 
Himalaya Herbals Nourishing Hand Cream - był w komplecie z powyższym żelem, samego bym go nie kupiła. Póki co zużywam krem z Anidy, więc tego codziennie nie eksploatuję. Nakładam go po wyjściu na dwór lub bezpośrednio przed, efekty są niezłe. Poużywam i zobaczę, co wyniknie z tej znajomości.


Zmywacz do paznokci wzmacniający z odżywką - ja tam w jego odżywcze właściwości nie wierzę, ważne żeby zmywał lakiery i nie wysuszał. Ten spełnia moje wymogi, usuwa emalie i nie zostawia wyschniętej na wiór płytki.

Pierre Rene Carnival 01 - kolekcja Carnival bardzo mi się spodobała, jest trochę podobna do Hot Colors od My Secret. Celowo wzięłam czerwień, bo ma cudnie mini glassflecked w kolorze różowym. Nie używałam jeszcze, ale chyba będzie wyglądać bosko :D

Sally Hansen Complete Salon Manicure Mousseline - bardzo, ale to bardzo go pokochałam :D Jest podobny do Crinoline, który także chcę upolować. Mleczny beż, idealny wręcz. Konsysyencja, czas wysychania mnie uwiodły, więc to nie ostatni lakier SH w mojej kolekcji.

Virtual, Fashion Mania, Royal Blue - kupiłam w Biedronce, a tam nie było oznaczeń kolorów, więc tylko przypuszczam, że to ten. Uwielbiam takie chabrowe odcienie, szczególnie kremowe, a ten jest dokładnie taki :)

Macie któryś kosmetyk z wyżej wymienionych? Na którego recenzję będziecie czekać? 

wtorek, 19 lutego 2013

Manicure wigilijno - świąteczny. Basic Nagellack Nailpolish 281 + Delia Las Vegas 500

Ten post powinien był się pojawić prawie dwa miesiące temu, ale w końcu lepiej późno niż wcale. Zaprezentuję Wam więc manicure, który gościł na mych pazurach w trakcie wigilii i świąt ze względu na dobre dopasowanie kolorystyczne i brak czasu na przemalowywanie. Wziął tu udział mój ulubiony topper oraz najlepsza i jedyna czerwień, jaka gości w mych zbiorach.

Basic Nagellack Nailpolish 281 i Delia Las Vegas 500 to bardzo zgrany duet. Jest choinkowy błysk, trochę brokatu, klasyczna czerwień i świąteczny manicure gotowe! Połączenie to bardzo mi się spodobało, jednak nie pomalowałabym tak paznokci w innym czasie niż Boże Narodzenie. Dla mnie to propozycja tylko na kilka grudniowych dni bez wyjątku.  

Oprócz tego, że kolory ma iście świąteczne, jest też sposobem na szybki i efektowny mani. Oba lakiery bardzo dobrze się rozprowadzają, nie rozlewają i szybko schną. Nałożony topper jest tylko minimalnie chropowaty, ja nie nakładałam już żadnego topa nawierzchniowego, który by wygładził całość. Trwałość jest przeciętna, już po jednej dobie mamy starte końcówki.
..............................................

Mnie efekt bardzo się podoba i z przyjemnością nosiłam go w czasie Świąt. A Wy co preferujecie w czasie wigilii? Stawiacie na dyskrecję, czy konkurujecie z choinką?

niedziela, 17 lutego 2013

Karmel, ciastko, czekolada! Nivea Lip Butter Caramel Cream

Nie lubię marki Nivea, ich pomadek ochronnych oraz wszelakich produktów spod ich szyldu. Ale jak to już ze mną bywa, niesamowicie ciągnie mnie do mazideł naustnych, a już szczególnie najnowszych masełek. Nivea Lip Butter w wariancie Caramel Cream całkowicie skradł mi serce i zdecydowanie zasłużył na pozytywną recenzję. Używam go już około miesiąca i jestem w stanie wystawić mu opinię ;)

m

Masełko znajduje się wewnątrz metalowej puszki o wymiarach ok. 5cm x 1.2cm. Ma ona cienkie ścianki, ale jest bardzo wytrzymała, mimo upadków nie zagina się, nie deformuje. Nakrywka jest zdejmowana, mocno się trzyma, samoistnie nie spada mimo noszenia w torebce między milionem innych rzeczy. Zdejmuje się bez ryzyka uszkodzenia paznokci, nawet u posiadaczek długich szponów :D Opakowanie jest napełnione produktem po brzegi, nie płacimy za powietrze. Całość jest szczelna, myślę, że po włożeniu do wody nie wlałaby się tam ani kropla.

Opakowanie wygląda bardzo ładnie, nie znajdziemy tu ani jednej, najmniejszej nawet naklejki. Szata graficzna jest bardzo zachęcająca, kostki błyszczącego, rozpływającego się karmelu działają na zmysły. Na górnej części napisów nie ma wiele, a te nie zaburzają wizerunku słodyczy. Na spodzie mamy natomiast skład, nazwę, producenta, kod kreskowy, pojemność i wszelkie informacje. Nic się jednak nie zdziera, nie robią się nieestetyczne obdarcia.


Produkt ma maślaną, nieco twardą konsystencję, która pod wpływem ciepła opuszków palców mięknie. Rozprowadza się świetnie, miękko sunie po wargach. Nie zbiera się w załamaniach i w miejscu, gdzie wargi łączą się ze sobą. Jest lekko tłustawy, ale nie czuć żadnego oleju, nic a nic. Bardzo dobrze trzyma się ust i nie spływa z nich.

Oprócz działania ważny jest zapach. Producent poradził się z tym zadaniem wyśmienicie! Masełko nie pachnie wprawdzie karmelem, ale przepysznymi, maślanymi ciasteczkami, w których skład wchodzi sok owocowy, mniam! Nie jest to woń dusząca, przesłodzona, nieprzyjemna czy chemiczna. Utrzymuje się na ustach do całkowitego wchłonięcia.


Masełko dobrze radzi sobie z nawilżeniem i odżywieniem suchych ust, pomaga zachować je w dobrej kondycji. Stanowi dobrą bazę pod błyszczyki i wysuszające szminki. Nadaje lekkiego, naturalnego blasku. Nie wysusza, nie podrażnia. Ponadto jest bardzo wydajne, swojego używam od miesiąca i zniknęło dopiero połowę opakowania, co uważam za świetny wynik!

Opakowanie - 9 - ładne, wytrzymałe, poręczne, nieco niehigieniczne, gdyż trzeba nakładać je palcem. Konsystencja - 10 - tłustawa, przyjemna, dobrze się rozprowadza. Zapach - 10 - piękny, naturalny, ciasteczkowy, pyszny! Działanie - 9,5 - dobrze nawilża, odżywia, nie podrażnia, nie wysusza. Ocena ogólna - 9,5/10. Świetny produkt do codziennej pielęgnacji ust o wspaniałym zapachu!

piątek, 15 lutego 2013

Changes of Weather: Snowy! Essence Vampire's Love Into The Dark + Essence Crystalliced Nail Art Sticker

Nie umiem zachować regularności w publikowaniu efektów akcji paznokciowych, ale zawsze w końcu mi się udaje. Dziś chcę Wam zaprezentować drugi punkt projektu Changes of Weather, któregho motywem przewodnim jest śnieg. Moje umiejętności malowania są jednak zbyt małe, aby stworzyć śnieżynki, więc musiałam użyć gotowców.

Użyłam ukochanego Essence Vampire's Love Into The Dark, który nałożyłam tylko jedną warstwą. Aby nie męczyć się z malowaniem gwiazdek, nakleiłam kilka z opakowania naklejek Essence Crystalliced Nail Art Sticker. Uwielbiam je, wyglądają naprawdę świetnie, są dokładnie zrobione i nawet nie widać ich przezroczystych brzegów. Pasują do większości lakierów i nadają zimowego klimatu.

Lakier nakładał się cudownie, bez smug, zacieków. Szybko wysechł, w około siedem minut. Kryje po jednej warstwie i tyle nałożyłam do zdjęć. Naklejanie śnieżynek to bardzo prosta sprawa. łatwo je odkleić z opakowania, nie rwą się i cały czas wyglądają dobrze. Bez topa szybko się zdzierają, więc lepiej go użyć.


Lubicie motyw śnieżynek? Używacie naklejek na całe paznokcie czy mniejszych? A może wolicie jednowymiarowy manicure?

środa, 13 lutego 2013

Galaxy Nails - Joko, Catrice, Essence, Miss Sporty, Delia, Sensique

Miałam Was przez kilka dni nie męczyć paznokciowymi postami, ale nie wytrzymałam. Wczoraj stworzyłam małe cudo, które nie wygląda na zdjęciach tak dobrze jak w rzeczywistości. O czym mowa? Oczywiście o tzw. galaxy nails, manicure wzorującym się na galaktyce. Jestem oczarowana efektem, ciągle spoglądam na paznokcie i zachwycam się tym, co wyszło. Prawdę mówiąc nie widziałam, że może mi się udać, ale się udało i bardzo się z tego powodu cieszę :-)

Użyłam aż dziewięciu lakierów! w ruch poszły: Essence Vampire's Love Into The Dark  jako baza, Catrice Out of Space: Beam Me Scotty i My MilkyWay, Joko Find Your Color Coriander Green, Essence Black&White White Hype, Sensique Fantasy Glitter Disco Lights, Miss Sporty: Metal Flip 040 Fiery Blaze i Lasting Colour 390 oraz Delia Las Vegas 500. Wybrałam dość ciemne kolory, przełamując je jaśniejszymi oraz brokatowymi topami.

Moim zdaniem sekret tkwi w dobrej jakości lakierze bazowym, na którym tworzymy. Wampir od Essence to ideał! Kryje przy jednej warstwie i szybko schnie. Na niego nakładam pozostałe emalie za pomocą gąbki, ciapiąc nią po paznokciach nieregularnie, ale estetycznie. Na koniec dodałam odrobinę brokatowych topperów. Całość wyschła bardzo szybko, mniej więcej w 20 minut, jeśli bierzemy pod uwagę lakier bazowy.


 Jestem urzeczona efektem! Bardzo, bardzo mi się podoba i będzie gościł na mych pazurach przez kilka najbliższych dni!

wtorek, 12 lutego 2013

Co zabieram na wyjazd? Wpis o organizacji kosmetyczki podróżnej

Do napisania takiego posta zbierałam się od dawna, ale jakoś nie było okazji. Zazwyczaj podróżuję samochodem jako pasażer, ale tym razem na ferie wybieram się pociągiem. Warto zaznaczyć, że wyprawy uwielbiam, a koleją to już szczególnie :) Z racji, że trzeba to będzie dźwigać na własnych barkach, trzeba choć trochę zorganizować kosmetyczną zawartość torby. O ogólnej selekcji oraz zawartości przeczytacie poniżej.


Starałam się wybierać produkty lekkie, praktyczne, a także takie, które będę mogła zastosować do kilku rzeczy, a jednocześnie nie przeciążę bagażu i da się go nieść :D Wprawdzie lepiej dźwigać, niż ścigać, a pociąg nie samolot i ograniczeń nie ma, ale wolę nie targać wielkiej i ciężkiej torby. Co biorę? Przede wszystkim kosmetyki konieczne, takie jak krem do twarzy czy rąk, ale nie tylko. W sumie niektóre rzeczy mogłabym zostawić w domu, ale nie wyobrażam sobie mycia włosów bez uprzedniego nałożenia oleju, smarowania się kremem pod oczy czy spryskiwania ładnym zapachem. Nie zabieram ze sobą kosmetyków niesprawdzonych, nie zaczynam testowania w przeddzień wyjazdu. 

Kategoria I - włosy


BabyDream fur Mama Schwangerschafts-Pflegeöl - do używania na włosy i zamiast balsamu do ciała. Zawiera mnóstwo dobroczynnych substancji, a jednocześnie jest lekki, podobnie jego butelka, która ze względu na płaskość nie zajmie dużo miejsca. Przy okazji wiem, że dobrze na mnie działa i z pewnością mi nie zaszkodzi, a włosy nie zbuntują się po kilku użyciach jednego i tego samego oleju.

Balea Professional Oil Repair Haaröl - uwielbiam go używać do zabezpieczania końcówek. Zawiera silikony oraz olejek migdałowy i arganowy, a mimo to nie obciąża i nie tłuści włosów. W żadnym wypadku nie wysusza i nie matowi. Ponadto świetnie wygładza. Do tego ma praktyczne opakowanie z precyzyjną pompką i w dodatku plastikowe, co znacznie zmniejsza ciężar bagażu.

BabyDream, Shampoo - mój ulubiony szampon. Świetnie zmywa oleje, nie zawiera SLS/SLES/SCS, parabenów i innych drażniących substancji. Wszystko domywa idealnie, bez wysuszania i innych niepożądanych skutków. Butelka plastikowa, poręczna.

Tangle Teezer, Compact Styler, Shaun The Sheep - wersja kompaktowa świetnie sprawdza się w podróży. Nie zajmuje wiele miejsca, można ją wrzucić do torby i obędzie się bez uszkodzeń. Ponadto dobrze rozczesuje włosy, nie wyrywa i nie ciągnie, dociera do skóry głowy. Szczotka i masażer w jednym, w całości wykonany z plastiku. 

Kategoria II - ciało


AA, Ciało wrażliwe, Nawilżający żel do mycia ciała, Głębia oceanu - nie lubię mydeł, bo są nieporęczne, a żelem umyję się bez problemu. Ten tu ma lekko męski zapach, bardzo przyjemny i naprawdę świeży, bez żadnych typowo zimowych nut. Mam kilka innych myjadeł o ciepłych, korzennych woniach, ale uważam, że taki orzeźwiacz sprawdzi się o wiele lepiej.
 ...................
Nivea, Deodorant, Pure & Natural Action, Jasmine Deo Spray - w sumie zajmuje więcej miejsca niż kosmetyk w kulce czy sztyfcie, ale właśnie ten pragnę wreszcie wykończyć. Ochronnych funkcji to on prawie nie ma, ale nie klei się i nie zostawia plam. W sumie nie lubię go zbytnio, bo na mnie nie działa, dlatego też cieszę, iż będę mogła się z nim wkrótce pożegnać i to na dobre.     

Playboy, VIP, Perfumed Body Mist - uwielbiam ten zapach, myślę nawet o zakupie szklanego flakonika, bo będzie trwalszy. Mgiełka jest lekka, nie klei się, pachnie kobieco, nie dusi i ogółem sprawuje się świetnie. Butelka jest spora i ze świetnym rozpylaczem, plastikowa i z cienkimi ściankami, ale wytrzymała. Zapach nie utrzymuje się dość krótko, ale dzięki temu można często powtarzać aplikację bez uczucia przesady.
 ............
Anida, Krem do rąk, Z silikonem prowitaminą B5, Glicerynowo - cytrynowy - bez kremu do rąk nie wyobrażam sobie życia. Ten nie jest zbyt dobry, ale używam go tylko z musu. Jest lekki, szybko się wchłania, trochę nawilża i minimalnie wygładza. W sumie nie jest zły, ale jakoś nie darzę go uczuciem, a przynajmniej nie ciepłym. Zostało mi jeszcze 1/3 opakowania i myślę, ze wystarczy mi na kilka dni.
 ......
Kategoria III - twarz
.
 ......
Essence, Lash & Brow Gel Mascara - używałam jako żelu do brwi, ale obecnie się kończy i dolałam do niego olejku rycynowego i codziennie wieczorem przeczesuję taką mieszanką rzęsy. Sprawdza się nieźle, a już na pewno nie szkodzi.
 .....
Asa, Acnefan, Krem do pielęgnacji cery trądzikowej  - używam go zarówno punktowo, jaki i na całą twarz i w obu przypadkach dobrze się sprawdza. Lekko rozjaśnia skórę, wysusza wypryski, nie zapycha. Nie wywołuje żadnych skutków ubocznych.
 ..
La Roche - Posay, Effaclar Duo - nie używam go na całą twarz, a jedynie na wypryski. Jest lekki, rzadki i półprzezroczysty, a więc niewidoczny na skórze. Nałożony na dużego pryszcza zmniejsza go o kilkanaście procent w ciągu kilku godzin. Nie podrażnia skóry, nie wywołuje skutków ubocznych. Może kiedyś przekonam się do nałożenia go na całą twarz :)
 ..
Avon Solutions, A.m. & p.m., Ageless Results, Day Cream SPF 15 and Night Cream - używam go dopiero od kilku dni, więc nie wyrobiłam sobie jeszcze o nim opinii. Słoiczek jest podzielony na dwie części, na noc i na dzień. Ma też nakładkę, która nie pozwala kremom wypłynąć i zmieszać się, oceniam to na duży plus.
..
Pimafucort, Krem - apteczny produkt, niestety na receptę. Nie ma możliwości, abym nie miała tubki na półce. Łagodzi podrażnienia, nie wywołuje pieczenia ani wysuszania. Nakładam go na usta i twarz i w obu przypadkach dobrze się sprawdza.

Kategoria IV - różności 
....

Nivea, Lip Butter, Caramel Cream - bardzo lubię to masełko, jego działanie i zapach są zadowalające. Nawilża, odżywia, zmiękcza, nie zabiela ust i nałożony w umiarkowanej ilości nie zbiera się w załamaniach. Pachnie świetnie! Wprawdzie daleko mu do karmelu, bo to raczej maślane ciasteczka z owocami, ale i tak według mnie jest piękny. Nie ma smaku, więc nie widzę powodu, aby go zlizywać.

Tisane, Balsam do ust - używam go zamiennie z masełkiem Nivea. Podobnie jak ono dobrze nawilża, odżywia i zmiękcza wargi, nie zbiera się w załamaniach. Pachnie ładnie, miodowo, ale nie ma smaku. 

Verona, Beauty Nail Club, Odżywka wygładzająco - wybielająca - moja ulubiona odżywka do paznokci. Faktycznie lekko wybiela i pomaga zachować gładkość po wypolerowaniu. Niedługo mi się skończy i poszukam czegoś innego.

Sincler, Mineralny pilnik do paznokci - mam go już od kilku lat i cały czas świetnie się sprawdza. Można nim nadać odpowiedniego kształtu, a przy okazji nie rozdwoić i nie zniszczyć. W łatwy i szybki sposób pomaga pozbyć się zadarć.

Cążki do paznokci - w sumie częściej używam pilnika, ale obcinacz muszę mieć. Akurat ten jest precyzyjny, ostry, nie rwie paznokci, ogółem mówiąc - przydaje mi się.

Avon, Color Trend, Pęseta - pęseta musi mi towarzyszyć, bo nigdy nie wiadomo, kiedy wyrośnie jakiś niepożądany włosek ;D Tej używam już dość długo, jest ostra i precyzyjna. Prawdę mówiąc trzeba uważać, aby się nie skaleczyć przy jej używaniu.

Essence, Ready For Boarding, 2in1 Kajal Pencil, Destination Sunshine - używam głównie waniliowej części, ale niebieska też się przydaje. Zazwyczaj jeden lub oba kolory lądują na linii wodnej. Można nią wykonać cały makijaż oka, a także zatuszować niedoskonałości.

Jak widać nie zabieram wielu produktów, a i tak jest to wersja pielęgnacyjna. Jeśli  wybieram się w podróż, gdzie czekają mnie imprezy, to dodatkowo zabieram rozświetlacz, bronzer i inne kosmetyki kolorowe.

Co myślicie o kosmetycznej zawartości mojej torby podróżnej? Dużo, mało, wystarczająco?

niedziela, 10 lutego 2013

Taśmą po łapkach. Essence Nateventurista Mother Earth Is Watching You + Joko Find Your Color Coriander Green

Ostatnio wzięło mnie na robienie wzorków na paznokciach. Często kombinuję z różnymi rysunkami lub brokatowymi topperami, ale dzisiaj przed oczami pojawiła mi się wizja dwukolorowego mani robionego od taśmy klejącej. Nie wyszło idealnie, w niektórych miejscach nie udało mi się perfekcyjnie wymalować, ale jak na pierwszy raz nie jest źle.

Jako bazy użyłam ulubionego ostatnio beżu o nazwie Essence Nateventurista Mother Earth Is Watching You. Druga warstwa to Joko Find Your Color Coriander Green, piękny, ciemny, mocno przykurzony turkus. Razem tworzą ciekawy efekt, mnie kojarzy się nieco z vintage. Całość wygląda świetnie, może nawet przypominać kamizelkę od garnituru, gdyby dorysować guziki :D

Oba lakiery cudnie się rozprowadzają, bez żadnych smug, zacieków, nic się nie rozlewa. Beż schnie około dwudziestu minut, a więc dla mnie minimalnie za długo. Zieleń natomiast jest twarda i sucha w niecałe dziesięć. Przyklejanie taśmy jest proste, ale czasem nałożona na niedoschniętą bazę może ją zedrzeć i całą zabawę trzeba zaczynać od początku.


Próbowałyście kiedyś robić manicure od taśmy klejącej? Jesteście za czy przeciw? Podoba się Wam taki sposób zdobienia?

sobota, 9 lutego 2013

FunPage na Facebooku - mam i ja!

Kilka dni temu postanowiłam założyć mojemu blogowi FunPage na Facebooku. Zapraszam Was więc do polubienia i śledzenia, gdyż dzieje się tam o wiele więcej niż na blogu. Możecie zobaczyć zapowiedzi, zakupy, które jeszcze się tu nie pojawiły i wiele innych. 

Nikogo nie namawiam, ale serdedcznie zapraszam :)

Lajtowy wampir - Essence Breaking Dawn Part II Lipgloss 01 Alice Had a Vision - Again

Nie od dzisiaj wiecie, że jestem fanką mazideł do ust w każdym kolorze. Najbardziej jednak kuszą mnie ciemne i jasne fiolety i akurat tak się stało, że wszystkie trzy sztuki mam z Essence. Zaprezentuję Wam więc mój grudniowy nabytek, czyli Breaking Dawn Part II Lipgloss Alice Had a Vision - Again. Nie należy on wprawdzie do intensywnych, mrocznych kolorów, ale i tak go uwielbiam, nawet na co dzień :)


Błyszczyk ma tradycyjne opakowanie w formie walca. Jest ono plastikowe, ale wytrzymałe. Mieści w sobie 4ml produktu, czyli dość mało, ale wystarczająco. W sumie nie potrzeba mi więcej mazidła, które nie jest balsamem ochronnym. Aplikator jest gąbeczkowy, nieco nietypowy, zwężony pośrodku, identyczny jak w błyszczykach Stay With Me, na które swoją drogą muszę się wreszcie skusić. Maluje się nim wygodnie, nabiera niewielką ilość produktu, więc konieczne jest powtórne zanurzenie.

Na opakowaniu jest jedna naklejka z nazwą i numerem błyszczyka, w tym przypadku Alice Had a Vision - Again. Jest idealnie przyklejona, nie zadziera się i napisy się nie ścierają. Na całości literki są srebrne i niemal wszystkie się już starły. Nie wygląda to zbyt ciekawie, po jakimś czasie będzie trudno się zorientować, jaka to firma i edycja limitowana.

   
Błyszczyk jest średnio gęsty, bardzo dobrze się rozprowadza i nie spływa, nie wypływa poza kontur ust. Nakłada się równomiernie, nie robi smug, nie zbiera się w miejscu, gdzie wargi się łączą przy otwieraniu i zamykaniu ust. Jest bardzo śliski, nie ma żadnych chropowatości. Nie klei się, a utrzymuje około godziny.

Kolor jest śliczny, ale mnie niemal wszystkie fiolety się podobają. W buteleczce jest bardzo mocny, jak śliwka węgierka. Nałożony na usta jedną warstwą jest przezroczysty, ale minimalnie przyciemnia usta. Do zdjęcia nałożyłam chyba trzy i wcale nie czułam nadmiaru. Jest napakowany drobinkami, a właściwie srebrnym pyłkiem, na wargach niewidocznym. Nie ma mowy o kłujących drobinach brokatu.

Zapach jest lekki, słodkawy, błyszczykowy. Nie drażni nieprzyjemnie nosa, nie dusi, podoba mi się.


Mazidło nadaje ustom połysku, a nałożone w większej ilości przyciemnia. Nie podrażnia, nie wysusza, nie nawilża. Nie zauważyłam żadnych minusów oprócz ścierających się napisów. Jest to jeden z moich lepszych błyszczyków, których używam na co dzień.

Opakowanie - 9 - w formie walce, nieduże, wytrzymałe, ze ścierającymi się napisami. Konsystencja - 10 - średnio gęsta, dobrze się rozprowadza, nie spływa. Kolor - 10 - fiolet o wielu obliczach :D Może być jaśniejszy lub ciemniejszy, a nawet transparentny. Zapach - 9 - lekki, błyszczykowy. Działanie - 10 - nie wysusza, nie podrażnia, nie nawilża. Ocena ogólna - 9,5/10. Świetny błyszczyk, naprawdę polecam. Wprawdzie limitka już przestarzała, ale można znaleźć resztki :D 

czwartek, 7 lutego 2013

TAG - Stresowi powiedz NIE!

Znów zostałam wyróżniona tagiem i jest mi z tego powodu bardzo, bardzo miło, tym bardziej, że to tag pokazujący moje "odstresowywacze" :) Jego inicjatorką jest 77gerda, ale to Pigeon's Beauty  mnie otagowała. Jestem szczęśliwa, że mogę odpowiedzieć na tego taga, pokazać, w jaki sposób daję sobie radę ze stresem, który, jak wiadomo, dotyka także blogerki :)



Zasady:

- umieść baner z linkiem do inicjatora tagu 77gerda,

- umieść zasady tagu w poście na swoim blogu,

- napisz kto Cię otagował,

- wymień 10 rzeczy/czynności, jakie Cię relaksują, odstresowują i tłumią tzw. "nerwa",

- zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek lub/i youtuberek.



Blogowanie i czytanie cudzych blogów

Uwielbiam pisać posty, bo wiem, że ktoś przeczyta mój wpis, skomentuje i dostrzeże fakt, iż jest to małe poświęcenie. Lubię tworzyć, pokazywać moją kosmetyczną pasję tutaj, gdzie nikt mnie nie wyśmieje, a wręcz przeciwnie - znajdą się osoby z identycznym hobby. Kocham też czytać Wasze blogi, podziwiać i czerpać inspiracje. Niesamowicie mnie motywujecie, nawet jeśli nie zdajecie sobie z tego sprawy :)
.
Muzyka

Bez muzyki mój świat byłby pusty, płaski i bez wyrazu, towarzyszy mi więc ona niemal wszędzie. Lubię słuchać ukochanych melodii, ale też poznawać kolejne, od smutnych po wesołe, zupełnie proste aż po niekonwencjonalne. Muszę też przyznać, że ciekawią mnie także teledyski do różnych piosenek, gdyż w pełni oddają ich charakter.
.
Książki

Od zawsze lubiłam książki, ale dopiero od niecałych dwóch lat poświęcam tej pasji więcej czasu. Nie czytam, bo muszę, ale tylko dlatego, że chcę. Spotykam się z wieloma powieściami - nudnymi, emocjonującymi, strasznymi, świetnymi. Świat książek pozwala mi się oderwać od stresującej rzeczywistości.
.
Malowanie paznokci

Pokrywanie paznokci emalią to moje wielkie hobby, o ile oczywiście lakiery dobrze się rozprowadza i szybko schnie ;) Uwielbiam grzebać w lakierowym pudełku, wybierać i porównywać, a później aplikować na paznokcie wybrany kolor, wzór i co mi tylko przyjdzie do głowy.
.
Przeglądanie zbiorów kosmetycznych

Lubię raz na jakiś czas zatracić się w oglądaniu tego, co mam aktualnie na półkach. Analizowanie ilości, zapasów lub braków, podziwianie zużyć, podsumowania zakupów i robienie im zdjęć, a często też nakładanie ich na siebie, swatchowanie i związana z tym przyjemność maksymalnie mnie odstresowują!
.
Ćwiczenia

Jako, że zaczęłam się dietować i wiem, że przyniesie to pożądany efekt każda aktywność fizyczna sprawia mi przyjemność. Nie zawsze mogę wyjście na spacer, ale w domu da się ćwiczyć. Ciekawa jestem, czy moje nastawienie do tego hobby nie zmieni się po kilku dniach z Ewą Ch. :) 

Herbata

Uwielbiam ten napój :)  Kawy nie piję, alkoholu też nie, rzadko kuszę się na płyny gazowane lub barwione. Kocham za to herbatę i to we wszystkich rodzajach. Kwitnąca, owocowa, czarna, czerwona, zielona, zapachowa, ziołowa - każdą uwielbiam. Mogłabym pić tylko ją, inne napoje nie musiałyby istnieć.
.
Planowanie

Plan to moje drugie imię. Staram się mieć plan na wszystko, ale nie po to, by go sztywno realizować, a opierać na nim czyny. Niesamowicie cieszy mnie planowanie wyjazdów, zakupów, filmów do obejrzenia. Daje mi to wielkiego, pozytywnego kopa :D

Filmy i seriale

Lubie oglądać filmy, ale robię sie coraz bardziej wymagająca. Malo który mi pasuje. Nie mam ulubionego gatunku. Często oglądam tez Trudne Sprawy, Ukryta Prawdę, M jak Milosc i inne bzdety :D

Poszukiwania internetowe

Kocham siedzieć przed monitorem i szukać nowości kosmetycznych, ciuchowych, filmowych, książkowych, rożnych fryzur. Sprawdzam, poszukuję, analizuje i bardzo mnie to cieszy!

Nie będę nikogo tagowac, bo nie wiem, kto odpowiedział, a kto jeszcze nie. Jeśli chcecie to zróbcie listę u siebie i dajcie mi znać! 

środa, 6 lutego 2013

Pierwszy raz z half moonem. Essence Nateventurista Mother Earth Is Watching You + Basic Nagellack Nailpolish 281

Ostatnimi czasy nachodzi mnie na różnorodne zdobienia. Podziwiam Wasze half moon manicure i sama zapragnęłam podobnego i wyszło, choć trochę krzywo. Jednak jak na pierwszy raz nie jest źle, efekt ciekawy i przyciągający uwagę. Nie wiem jak Wam, ale mnie się bardzo podoba :)

Użyłam dwóch lakierów - beżu Essence Nateventurista Mother Earth Is Watching You i czerwieni Basic Nagellack Nailpolish 281. Razem tworzą zgrany duet, shimmer, frost, żelko-krem wyglądają razem nadzwyczaj dobrze. Te dwa kolory idealnie wpasowały się w świąteczną atmosferę, klasyczne, eleganckie, połączone dają naprawdę ciekawy efekt.

Oba rozprowadzały się świetnie, zero smug i zalanych skórek. Przyznam się, że namalowanie równych półksiężyców nie było proste, cudem wyszły jako takie :D Następnym razem przykleję taśmę. Nie wiem, jak ze schnięciem, bo zmyłam zaraz po zrobieniu zdjęć - niestety nie mogłam patrzeć na niektóre nierówności.


Mam zamiar dokształcić się w malowaniu tego typu wzorków, aby cieszyć się efektem na dłużej, bo bardzo mi się podoba!

wtorek, 5 lutego 2013

Włosowe aktualizacje - po 3. miesiącu

Cza na włosową aktualizację :) Brak czasu i niezbyt dobre oświetlenie nie pozwoliły mi na zrobienie zdjęcia kłaków, które oddałoby ich kolor, jednak dzisiejsze pokazuje lekkie, zupełnie naturalne fale. Przynajmniej tyle korzyści udało mi się wyciągnąć :D A jak z kondycją włosów? Coraz lepiej, chociaż zima trochę daje się im we znaki. Niemniej jednak z chęcią pokażę Wam wsyztko, co robiłam dla nich przez calutki styczeń.

 06.01.13                                  05.02.13


Długość z tyłu - najdłuższe 41/42cm, najkrótsze - 36/37, zebrane razem - 39/40cm

Włosy rosną, niezbyt spektakularnie, ale to i tak zawsze coś :) Myślę, że wydłużyły się o centymetr albo półtora, ale nie więcej. Stały się miększe i gładsze, ale gdy przez trzy dni nie użyję oleju, to bardzo się puszą i są szorstkie. Trochę lepiej się układają, nie wypadają nadmiernie, przy czesaniu dwa razy dziennie wylatuje mi ok. 40-60 kłaków.

Do pielęgnacji używałam głównie dwóch nowych olei, trzech odżywek, sprayu, wcierki i serum na końcówki. Nie wprowadzałam wielu zmian, wykończyłam olej i zamieniłam na inne. Zaczęłam tez używać szamponów ze SLS, ale nie częściej niż raz na dwa tygodnie. Użyłam też maski z silikonami, bardzo dobrej zresztą.


Dabur Vatika Pure Coconut Enriched Hair Oil to mój drugi olej firmy Dabur, tym razem bez parafiny. Jest niezły, ale z opinią poczekam aż do wykończenia opakowania. Dużo częściej używam jednak  BabyDream fur Mama Schwangerschafts-Pflegeöl, lekkiego i przyjemnego tłuścioszka. Od czasu do czasu myję głowę mocno oczyszczającym szamponem borowinowym i 7 ziół Bingo Spa, ale zazwyczaj sięgam po łagodny, świetny BabyDream. Aktualnie zużywam czwarte opakowanie.


 Odżywka Oriflame HairX Volume Boost Leave - In Conditioner nie była intensywnie eksploatowana, ale bardzo ją lubię do ujarzmiania niesfornej czupryny.  Alverde 2-Phasen-Sprühkur Aloe Vera Hibiskus to produkt ciekawy, lekki i cudownie pachnący. Kallos Serical Crema Al Latte uwielbiam, ale używam zbyt często. Końcówki zabezpieczam olejkiem silikonowym Balea Professional Oil Repair Haaröl.


Tę buteleczkę wcierki Jantar Farmona już kończę, ale kupię jeszcze jedną i dam mu kolejną szansę. Powód? Akcja "Mania Wcierania" organizowana przez Anwen. Wciąż można się zgłaszać, więc zapraszam. Im nas więcej, tym lepiej!

Oczywiście nadal używam Tangle Teezera - szczotki idealnej, gumek bez łączek i nie szarpię kłaków. Staram się, jak mogę, aby im pomóc.

A jak Wy dbacie o swoje włosy? Miałyście któryś z przedstawionych przeze mnie kosmetyków?  

Renifery napaznokciowo. Essence, Mollon, Basic

Dzisiaj kolejna jeszcze przedświąteczna propozycja, tym razem z reniferami. Uwielbiam motyw tych zwierząt wszędzie - na kubkach, ubraniach, kosmetykach, paznokciach, sprzętach domowych. Nie ma rzeczy, która by mi się nie spodobała, jeśli ten włochacz na niej jest :D W związku z tym pazury me też doświadczyły reniferomani, niestety w wersji ubogiej i krzywej, ale mam nadzieję, że się spodobają. 

Beżowe tło to shimmerowo-frostowy beż Essence Nateventurista 02 Mother Earth IS Watching You. Brązowe głowy reniferów wykonałam kremem Mollon Matt Beauty, który numeru nie posiada. Rogi namalowałam przy pomocy Essence Wild Craft Out Of Forest, nosy to Basic Nagellack Nailpolish 281, oczy - Essence Black & White White Hype oraz Essence Vampire's Love Into The Dark. Jak widać dominują tu beże, brązy i marka Essence :)

Wszystkie lakiery rozprowadzały się nieźle, nie zalewały skórek i nie spływały. Szczególnie beż wysechł szybko, pozostałe wolniej - niestety nie dorobiłam się jeszcze wysuszacza. Namalowanie główek było proste, ale oczy i rogi to moja słaba strona - nie mam sondy ani pędzelków. Efekt jest więc przyjemny, choć nierówny - jedno oko większe od drugiego, grube, dziwaczne rogi. Niemniej jednak z całości jestem zadowolona i gdy tylko kupię odpowiednie przyrządy, to wymaluję lepsze :D


Co sądzicie o takim pomyśle? Lubicie kreatywność czy stawiacie na jednolity manicure?