niedziela, 29 września 2013

Włosowa aktualizacja - po dwóch latach od ścięcia

Pod koniec sierpnia 2011 roku naszło mnie na włosowe zmiany. Podobały mi się grzywki, asymetryczne cięcia i postanowiłam wyczarować sobie takie "cudeńko" na głowie. Pominęłam fakt, iż moje kłaki nie należą do prostych i grzywka czy bob z pewnością nie będą się idealnie układać. Nie chciałam o tym myśleć i odwiedziłam fryzjerkę, która oczywiście nie umiała zrobić tego, o czym marzyłam, a dokładne przeciwieństwo. Ostatecznie idąc do "salonu" z włosami za łopatki wyszłam z krzywym bobem i zbyt krótką, jeszcze gorzej wyglądającą grzywką. Czułam się tragicznie, prezentowałam się śmiesznie. Marzyłam o grzywce na bok do połowy oka i lekko wycieniowanymi włosami do ramion, dostałam mocno postrzępioną fryzurę do brody, z tyłu jeszcze krótszą. Włosy kręciły się we wszystkie strony, podwijały, nie układały. Dodam, że przed ścięciem nie były za piękne, trochę porozdwajane, ale w miarę ludzko wyglądały. Aby opanować to, co miałam na głowie, czyli przerażającego boba, musiałam prostować grzywkę, a resztę związywać, ewentualnie grzywkę podpiąć (co też się nie udawało, bo były za krótkie). Mój kucyk miał około pięciu centymetrów, dosłownie zbita kuleczka. Na szczęście prostownicy używałam rzadko, kilak razy w miesiącu, całość kilka razy na samym początku ponownego zapuszczania. Moją czuprynę bardzo łatwo zniszczyć, wysuszyć, więc te kilka razów z prostownicą je podniszczyły. Nie używałam olejów, odżywek, szampon ze SLS i tarłam włosy ręcznikiem, spałam w rozpuszczonych przez co rano wyglądały jeszcze gorzej. Po kilku miesiącach mimo braku odpowiedniej pielęgnacji urosły do ramion, nadal rozdwojone, suche, ale już lepiej wyglądające niż nieszczęsny bob. W tym momencie zaczęłam o nie kompleksowo dbać, kupiłam pierwszy olej, szampon bez SLS/SLES, samodzielnie obcięłam rozdwojone włosy i postanowiłam zapuścić i odżywić. Efekty pokazywałam na blogu, było coraz lepiej i chociaż na chwilę obecną nie jest idealnie, jestem już szczęśliwsza. W międzyczasie kupiłam Tangle Teezer, używałam wielu masek, odżywek, kilku olejów i naprawdę zaczynają mi się podobać. Poniższe dwa zdjęcia idealnie obrazują różnicę pomiędzy tymi dwoma latami.

    
Zdjęcie po lewej stronie zostało zrobione dokładnie 17 września 2011 roku. Szłam wtedy na ślub, więc je wyprostowałam a i tak nie wyglądały za ciekawie. Nie były też farbowane, efekt spowodowało słońce. Widać, że były krzywo ścięte i mocno postrzępione, do tego bardzo krótkie.  Zdjęcie po prawej wykonane dziś rano, stan jeszcze nie idealny, końce do podcięcia, trochę porozdwajanych ale jest dość dobrze. Zyskały przede wszystkim na długości, są zdecydowanie miększe i gładsze, zdrowsze. Zawsze miałam falowane, teraz jednak nie wygląda to jak afro a na normalną czuprynę.

Poniżej małe podsumowanie od początku pielęgnacji do maja, potem miałam trzy miesiące przerwy w aktualizacjach ale mam nadzieję że będzie to w miarę dobrze obrazować ich przemianę.


W maju miałam najgęstsze końce, będę musiała je podciąć. Ogółem jestem zadowolona, nie było mi jakoś zbyt trudno ich pielęgnować, nie męczył mnie brak suszarki i prostownicy. Wiedziałam, że każdy zabieg to krok na drodze do pięknych, zdrowych, długich włosów. Moim marzeniem jest błyszcząca, miękka, falowana czupryna do talii, co chcę osiągnąć i osiągnę, bo jak chcę, to wiem, że dam radę. Niedługo powinien pojawić się wpis o obecnie używanych kosmetykach, ulubionej fryzurze i metodach ujarzmiania oraz zabezpieczania.

Widać różnicę, prawda? :)

sobota, 28 września 2013

Szampon z olejem? Czemu nie! BingoSpa Szampon bez SLES/SLS z olejem z pestek moreli

Jakiś czas temu przestałam używac łagodnych szamponów i wróciłam do SLESowych. I chociaż dobrze oczyszczają włosy, to czuję, że to był błąd. Moim kłakom wystarczy użycie mocniejszego myjadła raz w tygodniu, a nie trzy. Koniecznie muszę wrócić do delikatesów w kategorii mycia, a pomaga (właściwie pomagał, bo już się skończył) BingoSpa Szampon bez SLES/SLS z olejem z pestek moreli. Zacznę od tego, że strasznie zdziwił mnie rozmiar opakowania - mieści ono zaledwie 100ml i wystarczyło na około pięć - sześć użyć. Buteleczka mała, wygodna, wykonana z ciemnego tworzywa i oklejona papierową naklejką. Na zdjęciu widać, że się odkleja pod wpływem wody i dotykania. Sam szampon jest rzadki i przez wielki otwór wylotowy wypływa go zdecydowanie za dużo. Produkt pieni się zadziwiająco mocno jak na szampon bez SLS/SLES. Włosy myje świetnie, zmywa kurz, serum silikonowe i piankę. Nie zmywałam nim tylko oleju, wolałam nie marnować szamponu. Po umyciu zawsze nakładam odżywkę lub maskę, ale zauważyłam, że czupryna jest bardziej gładka niż po SLESowym myjadle. Co ważne - na pewno nie zauważyłam nawilżenia włosów, od tego mam oleje i odżywki, więc akurat tę sprawę całkowicie pominęłam podczas testowania. Nie wysusza, nie podrażnia skóry głowy. Pachnie przyjemnie, nie jest to powalający pięknem aromat, ale nie odrzuca.

  
Szampon jest ciekawym produktem, jednak o wiele bardziej lubię BabyDream, który swoją drogą muszę kupić. Ten ma małą pojemność i okropnej jakości naklejkę. Więcej się nie spotkamy.

 
Produkt otrzymałam w ramach testów od firmy BingoSpa, jednak nie wpływa to w żaden sposób na moją opinię.

Znacie kosmetyki BingoSpa? Lubicie? 

środa, 25 września 2013

Szukamy maseczki idealnej #4. Nivea Pure Effect Aktywna maseczka oczyszczająca

Dzisiaj zapraszam Was na czwartą odsłonę maseczkowej akcji. Póki co, dwie z nich były bardzo dobre, jedna tragiczna, a o Nivea Pure Effect Aktywna maseczka oczyszczająca napiszę w tym poście :)
Maseczka zapakowana jest oczywiście do dwóch połączonych saszetek. Lubię takie rozwiązanie i nie kupuję tego typu kosmetyków w tubkach, bo jak dla mnie są to jedno czy dwurazowe umilacze lub pomocnicy. Każda część zawiera 7,5ml produktu, co jest odpowiednią ilością do wysmarowania całej twarzy. Jest gęsta, ale łatwo się rozprowadza i spłukuje. Plus za ładny, błękitny, pozytywny kolor. Maseczka nie zasycha i nie ściąga skóry podczas trzymania jej na skórze. Efekty na mojej cerze są jednak rozczarowujące. Tak samo jak po Sorayowej 10-minutówce pojawiło się wiele wyprysków i bolących gul. Skóra po zmyciu produktu była odświeżona i złagodzona, niespodzianki pojawiły się dzień po użyciu. Wydaje mi się, że o to chodzi w działaniu tej maski - aby pozbyć się wyprysków, wyciągnąć je na powierzchnię. Na szczęście nie wysuszyła i nie spowodowała swędzenia. 

     
Miałam nadzieję, że się sprawdzi, a tu niestety klops. Widocznie mocno oczyszczające maski właśnie tak działają na moją skórę.


niedziela, 22 września 2013

Mango wielbione kolejny raz. Balea Feuchtigkeits Haarmilch Mango + Aloe Vera

Dokładnie czwartego stycznia bieżącego roku opisałam dla Was świetną odżywkę bez silikonów marki Balea. Składając drugie zamówienie skusiłam się na mleczko posiadające już silikony i sprawdziło się równie dobrze, dlatego chętnie je Wam opiszę. Balea Feuchtigkeits Haarmilch Mango + Aloe Vera to odżywka w formie mleczka zapakowana do butelki z pompką. Wygląda to niebrzydko i co najważniejsze jest bardzo wygodne, bo i nie trzeba odkręcać, siłować się z nakrętkami ani nic w tym stylu. Pompka posiada blokadę, poza tym łatwo się wydobywa produkt i w niewielkiej ilość, dlatego aby nałożyć odpowiednią ilość na włosy trzeba nacisnąć 5-10 razy. Na szczęście nic się nie zacina. Naklejka na opakowaniu jest, ale się nie odkleja ani nie rozmacza, za co wielki plus dla producenta. Mleczko ma konsystencję minimalnie rzadszą od zwykłej odżywki, jest śliskie i dobrze się rozprowadza. Nie spływa z włosów, łatwo go natomiast spłukać. Ma przepiękny zapach, identyczny jak ten w odżywce tej samej firmy w takim wariancie zapachowym. Czuć świeże, soczyste mango, zero jakiejkolwiek chemii. Na włosach utrzymuje się krótko, jednak nie przeszkadza mi to zupełnie.


Mleczko lekko nawilża, nieźle wygładza i przyjemnie zmiękcza włosy. Poza tym dodaje im blasku i zabezpiecza przed uszkodzeniami mechanicznymi dzięki silikonom, może i niezbyt mocno, ale ochrona jest. Skład ma nie najgorszy, opakowanie wygodne i działanie w porządku, na minus niedostępność w Polsce. Ogółem polubiłam je, ale nie zamierzam się z nim ponownie spotykać. Wolę odżywkę z tej samej serii :)




Znacie kosmetyki Balea do włosów?

sobota, 21 września 2013

Stop talking, start doing

Dziś krótko, zwięźle i na temat :) Będzie dietowanie! W tym celu powstał nowy blog, zapraszam do obserwowania i motywowania :)

http://stoptalkingstartdoing.blogspot.com/

Lećcie i doradzajcie :)

piątek, 20 września 2013

Kulturowe podsumowanie miesiąca sierpnia

Przybywam z kulturowym podsumowaniem. Tak, wiem, że powinnam to była zrobić ponad dwa tygodnie temu, ale po prostu nie dałam rady. Nie pojawiło się też lipcowe, ale nie będę już tego nadrabiać. Lepiej skupię się na tym, na czym powinnam. Sierpień obfitował w wiele ciekawych pozycji, zarówno książkowych, jak i muzycznych. Filmu nie obejrzałam ani jednego, sama nie wiem czemu. Nieważne, koniec gadania! Zapraszam na podsumowanie :)


Zawsze zdawałam sobie sprawę z kruchości ludzkiego życia. Nam, zdrowym ludziom, uderzenie o przykładowy róg stołu ręką zaszkodzić nie powinien. Gorzej jest, gdy cierpi się na praktycznie nieuleczalną łamliwość kości -  osteogenesis imperfectaWalka o każdy jeden centymetr zdrowego, niepołamanego centymetra kości jest doprawdy dramatyczna nie tylko dla chorego, ale też dla jego rodziców. Książka opowiada o trudnej dla całej rodziny walce nie tylko o zdrowie Willow, ale też o zachowanie dobrych relacji, z czym bywa ciężko. Ze swojej strony bardzo polecam tę pełną emocji i wzruszeń powieść, ponieważ jest naprawdę warta przeczytania. Krucha jak lód Jodi Picoult to dla mnie fenomen! Nie mogłam się oderwać od przeczytania coraz to kolejnych stron!

Uwielbiam powieści Zafóna, co zresztą widać w dzisiejszym poście :) Gra anioła to kolejna dobra książka z serii Cmentarz Zapomnianych Książek, niemniej jednak nie tak emocjonująca jak Cień wiatru. Opowiada ona o karierze młodego pisarza, który tworzy pod przybranym nazwiskiem. Chociaż jest to głównym wątkiem, Zafón sprytnie umieścił wokół niego intrygi, miłość, tajemniczą postać i wiele innych ciekawych, dodających głębi dodatków, które sprawiają, że bohaterowie i fabuła nie są płaskie. Polecam, chociaż spodziewałam się nieco bardziej emocjonującego rozwoju wydarzeń. 

Kolejna książka autorstwa Zafóna, którą przeczytałam w sierpniu. Podoba mi się klimat jego książek, przeczytałam prawie wszystkie. Książę Mgły opowiada o nastolatkach odkrywających mroczne tajemnice miasteczka nad morzem. Na szczęście nie jest to typowa, słodko - plastikowa powieść, a dość ciekawy thriller, czy też może według niektórych horror. Jakby nie było, książka nie zachwyciła mnie i nie porwała.

Przy okazji któregoś z kulturowych podsumowań napisałam Wam, że mam zamiar przeczytać całą serię Miecz Prawdy Terry'ego Goodkinda. Pożoga to dziewiąta jej część i moim zdaniem jedna z ciekawszych. Wyobrażacie sobie, że z dnia na dzień nikt nie pamięta Waszych ukochanych, tego, że istnieli? Z takim przerażającym zjawiskiem Richard musiał się zmierzyć. Chociaż wszyscy uważali, iż oszalał, nie dawał za wygraną. Ostatecznie udało mu się przekonać bliskich, ale odnalezienie Kahlan nie znalazło się w tej części, dlatego z pewnością przeczytam kolejną.

Zafónowa Marina  bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Ta niezwykle wciągająca historia dwojga młodych ludzi pochłonęła mnie całkowicie. Chęć przeżycia przygody wiążąca się ze znalezieniem miłości i przerażających odkryć miała naprawdę ciekawy finał. Zakochałam się w tej książce i będę polecać wszystkim naokoło :)


A na deser cztery kawałki, których mogłabym słuchać na okrągło :) Polecam posłuchać, a nuż się spodobają.

Znacie którąś pozycję? :)

poniedziałek, 16 września 2013

Dobry smalec. BabyDream Sonnencreme LSF 50+

Należę do osób, które naprawdę nie lubią się opalać. Lekko przybrązowione ciało mi nie przeszkadza, ale mojej opalonej twarzy nie zniosę. Nie tylko dlatego, ale też ze względów zdrowotnych, coby nie doznać poparzeń słonecznych zakupiłam BabyDream Sonnencreme LSF 50+. Filtra zaczęłam używać już w kwietniu, kiedy słońce zaczęło przygrzewać i przez te cztery - pięć miesięcy zdążyłam wyrobić sobie opinię o nim. Ogólnie go polubiłam, jednak ma parę wad, które bardzo mi przeszkadzają w używaniu i noszeniu na skórze. Krem zapakowano do miękkiej tuby o pojemności 75ml. Przy jego wydajności taka ilość wystarczy mi na całą wieczność! Produkt wydobywa się bardzo łatwo, wystarczy bardzo delikatnie przycisnąć i wypływa o wiele za dużo. Nakrętka z klikającą klapką jak najbardziej na plus. Konsystencja kremu jest dość gęsta, ale lejąca. Rozprowadza się dość dobrze, nie pozostawia smug, ale trochę bieli i zdarzało mi się zauważyć granicę pomiędzy nieposmarowaną skórą a fragmentem z kremem. Do nasmarowania całej twarzy potrzeba ilości wielkości ziarnka zielonego groszku, dzięki czemu jest niezwykle wydajny, o czym zresztą już pisałam. Krem jest dość ciężki i wyczuwalny na skórze, pozostawia tępy film. Do tego bardzo mocno się błyszczy i trochę klei. Co do ochrony przeciwsłonecznej - naprawdę daje radę! Używałam go zarówno w kwietniu, jak i w letnich upałach, kiedy słońce świeciło i grzało niemiłosiernie. Moja cera nie stała się kilka tonów ciemniejsza i to najbardziej mnie cieszy. 


Krem ma intensywny zapach, mocno czuć mieszankę alkoholowo - orzechową. Niestety nie jest to zapach moich marzeń, nie podoba mi się fakt, że jest wyczuwalny na skórze po nałożeniu. Cieszę się, że dzięki niemu nie opaliłam twarzy, jednak nie planuję powrotu do niego, kiedy już wykończę to opakowanie. Zostało mi go jeszcze bardzo dużo, około 3/4 tubki. Nie mam zamiaru używać go w zimie, więc pewnie zużyję do stóp albo na wiosnę. Dodam jeszcze, że nie zapchał mojej skóry, a obawiałam się tego najbardziej. Niestety podkreśla suche skórki.


Krem polubiłam za działanie, za właściwości znienawidziłam. Codzienna aplikacja to mordęga, gdyż nie mogę wytrzymać z tępą, lekko klejącą się warstwą na skórze. Postaram się go zużyć, ale łatwo nie będzie.

sobota, 14 września 2013

Przyjemniaczek. p2 Nail Tini Mix'n Match Nail Polish 020 Flashy Swimming Pool

Szaro, brzydko, mokro, zimno i bardzo sennie mija mi dzień dzisiejszy, więc na przekór panującej na oknem pogodzie zaprezentuję Wam coś wakacyjnego. A tym czymś będzie p2 Nail Tini Mix'n Match Nail Polish 020 Flashy Swimming Pool. Te z Was, które przejrzały wyprzedaż mogą być zdziwione, ponieważ wystawiłam tam lakier o takiej samej nazwie. Już wyjaśniam! Dzisiejsza niebieskość i tamta brokatowa zieleń pochodzą z tego samego zestawu, który miał jedną nazwę. Proste, prawda? :) Przejdę jednak do konkretów. Lakier bardzo mi się podoba, niby zwyklaczek, ale z tych ładniejszych. Nie jest to pastelowy, delikatny błękit, ale też nie neon. Kremowy, intensywny niebieski, w rzeczywistości z nutką zieleni. Chociaż nie dzielę kolorów lakierów na jesienne i letnie, to ten jest raczej bardzo wesoły i wakacyjny, ale nałożony w ziemie na pewno nie zaszkodzi. Nie jest gęsty, raczej rzadszy, na szczęście nie wodnisty. Dobrze się rozprowadza, nie zalewa skórek, nie bąbluje, nie smuży. Do kompletu szybko schnie, a dwie warstwy wystarczają do całkowitego pokrycia. Bardzo przyjemnie mi się go nosiło, z pewnością będę go jeszcze używać.


Podoba się Wam?

środa, 11 września 2013

Szukamy maseczki idealnej #3 - Rival de Loop Erdbeer & Vanille Wohlfuhl Pflegemaske

Gdybym miała do wyboru kilka maseczek, a pośród nich byłaby truskawkowa, waniliowa lub ogólnie owocowa to istnieje duże prawdopodobieństwo, że wybiorę właśnie tę. Całkiem niedawno miałam taki wyrób od Balea, wspominałam o nim w lipcowych zużyciach. Tamta maseczka bardzo mi się spodobała, dlatego kiedy podczas przelotu po Rossmannie ujrzałam Rival de Loop Erdbeer & Vanille Wohlfuhl Pflegemaske, capnęłam, zapłaciłam, w domu nałożyłam i jest efekt wow! Maseczkę zapakowano do dwóch niewielkich saszetek połączonych ze sobą. Zawartość jednej spokojnie wystarcza na wysmarowanie całej twarzy grubą warstwą. Nadrukowane na niej truskawki i wanilia wyglądają bardzo zachęcająco! Zapach nie był zbyt naturalny, ale ładny, słodkawo-kwaskowy, owocowy. Sam produkt działa świetnie, jednak zaznaczam, iż moja twarz ma skłonność zarówno do wyprysków, jak i przesuszeń oraz zapychania. W moim przypadku maseczka wygładziła skórę  nadała jej cudownej miękkości. Cera była dobrze nawilżona, nie pojawiły się żadne nieprzyjemne niespodzianki, zaczerwienienia ani podrażnienia. Jak dla mnie jest to najlepsza maseczka, jakiej do tej pory używałam.


Moja skóra wprost pokochała tę maseczkę! Z pewnością kupię ją jeszcze nie raz, zwłaszcza, ze kosztuje mniej niż dwa złote. Na składach się znam się tylko bardzo powierzchownie, widzę parę ekstraktów, glicerynę, olej kukurydziany, migdałowy, masło shea, substancje zapachowe i inne, dla ciekawskich i bardziej zorientowanych zamieszczam skład.

   
To już trzecia maseczka użyta podczas trwania akcji "Szukamy maseczki idealnej", ale na pewno nie ostatnia. Polubiłam maseczkowanie i na pewno już  z niego nie zrezygnuję :)


Słyszałyście o niej? A może używałyście?

wtorek, 10 września 2013

Wielka lakierowo - kolorówkowa wyprzedaż

Nadejszła wiekopomna chwila!
Oznacza to właściwie tyle, ze przegrzebałam moje skromne lakierowo - kolorówkowe szeregi i uznałam, iż przydałoby się pozbyć części z nich. Nie chcę, by kosmetyki się marnowały, więc mam nadzieję, że ktoś zechce je kupić. Tak więc zapraszam :)

1. Do ceny lakierów należy doliczyć opłatę za przesyłkę + kopertę (1zł).
Przesyłka 4 - 6zł poleconym.
2. Chęć zakupu należy wyrazić w komentarzu pod tym postem, ewentualnie napisać maila na adres nataliakrokus@o2.pl
3. Istnieje możliwość wymiany lub kupna. wszelkie propozycje kierować również pod tym postem.

1. Miyo, Mini Drops, 110 Dolly Dress - nowy, nieużywany / 2zł
2. Catrice, Out Of Space, My Milkyway! - zużycie widoczne na zdjęciu / 2zł
3. Sensique, French Manicure, 135 - raz użyty / 1zł
4. Essence, Colour & Go, Blue Addicted, raz użyty / 2zł


5. Avon Matte Black As Night - dwa razy użyty / 3zł  sprzedany
6. Avon Matte Grey Cement - parę razy użyty / 3zł
7. Bell, Air Flow, Brak numerka - raz uzyty / 3zł
8. Ruby Rose, 66 - raz użyty / 3zł


9. Lm, Nail Polish, 110 - raz uzyty / 3zł
10. Sensique, Oriental Dream, Indian Rose - kilka razy użyty / 2zł
11. My Secret, 114 - dwa razy użyty, 2zł sprzedany
12. Mariza, Care & Colour, 44 - użyty kilka razy / 2zł


14. Lovely, Nude Nail Polish, 01 - użyty 3 razy / 3zł sprzedany
15. My Secret Hot Colors, Pearl Glow - użyty raz / 3zł
16. Q by Colour Alike, Trele Morele - użyty kilka razy / 4zł
17. Essence Me & My Ice Cream, Nail Polish, Icylious - użyty raz / 4zł


18. Essence, NATventURista, Mother Earth Is Watching You - pozostało 60% / 3zł
19. Virtual, Fashion Mania, Brak numerka - raz użyty na jedną rękę / 3zł sprzedany
20. Golden Rose, Jolly Jewels, 110 - trzy razy użyty / 5zł wymieniony
21. Essence, Black and White, White Hype - kilka razy użyty / 3zł


22. Pierre Rene, Carnival 01 - raz użyty / 4zł
23. Avon, Color Trend, Ice Sheers, Refreshing Pear - pozostało 60% / 1zł
24. Essence Wild Craft Out Of Forest - raz użyty / 3zł
25. Golden Rose, Paris, 51 - zużycie widoczne na zdjęciu / 2zł




26. Sensique, Fantasy Glitter, Disco Lights - raz użyty / 3zł


27. Essence, Crystalliced, Lipgloss, 02 Diamond Dust - pozostało ok. 60% / 2zł
28. Alverde, Lipstick Pencil, 20 Nude - użyta dwa razy / 5zł
29. Alverde, Alm Beauty, Lipgloss, Stadl Funkeln - użyty kilka razy / 5zł
30. Nivea, Pearly Shine - użyta kilka razy / 3zł
31. Nivea Lip Butter Vanilla & Macadamia - pozostało ok. 80% / 4zł


32. Catrice Out Of Space Eyeliner Empire Behind The Sun - pozostało ok. 50% / 4zł
33. p2 Forever Paradise Seuctive Snake / kredka do oczu / - użyta raz / 5zł

 SPRZEDAĆ/WYMIENIĆ MOGĘ TAKŻE UŻYTE KILKA RAZY STEMPLE ESSENCE /płytka, zdrapka, stempel/

Zapraszam do kupowania! :)

niedziela, 8 września 2013

♥ Essence Me & My Ice Cream Shimmer Pearls 01 I-Cy U

Pudry w kulkach podobały mi się od dawna, jednak nie miałam sumienia, żeby wydać ponad dwieście złotych na meteoryty od Guerlaina. Znalazłam więc tańsze rozwiązanie, którego zdobycie proste nie było. Ostatecznie kupiłam go od pewnej blogerki. Obecnie uważam Essence Me & My Ice Cream Shimmer Pearls 01 I-Cy U za wielki hit w mojej kolorówkowej kolekcji. Kulki zapakowano do niewielkiego, uroczo wyglądającego pudełeczka w kolorach bladego różu, beżu i miętowej zieleni. Odkręca się łatwo, jednak niesamoistnie, jest twarde i wytrzymałe. Wewnątrz znajduje się biała gąbeczka o grubość około trzech milimetrów oraz idealnego rozmiaru. Chroni kulki przed lataniem po całym opakowaniu i obijaniu się ich. Można nią nakładać produkt, jednak nie jest to byt dobre rozwiązanie. Osobiście używam w tym celu pędzla, który daje radę.


Perełki są różnokolorowe - zielone, różowe, żółte, łososiowe, po nałożeniu na skórę dają efekt delikatnego rozświetlenia. Nie ma żadnych drobin brokatu, a połyskujący pyłek. Skóra wygląda po nim - przynajmniej moim zdaniem - naprawdę ładnie ale nie ma efektu wysmarowania się smalcem, masłem czy jeszcze czymś tudzież bombki choinkowej. Mimo iż kolor jest bardzo jasny nie bieli i nie daje praktycznie żadnego koloru, nie można też przesadzić z ilością co stanowi dla mnie ogromny plus. Zapach jest niesamowity - słodki, pudrowy, cudo!

     
Używam tego produktu bardzo często i nie zauważyłam zapychania. Na skórze trzyma się cały dzień, nie robi żadnych nieprzyjemnych niespodzianek. Pokochałam go od pierwszego użycia i z pewnością będę miziać się nim nadal.

Macie te kulki? A może Guerlainowe Meteorytki?

A przy okazji - dziękuję!

piątek, 6 września 2013

Essence Me & Me Ice Cream Nail Polish 04 Icylious

Uwielbiam wszelkiego rodzaju urocze opakowania i pastelowe kolory. Nic na to nie poradzę, że tak mam. Dodatkowo bardzo lubię Essence, choć ostatnio ich limitki zbytnio mnie nie ruszają. Parę tygodni temu oszalałam na punkcie lodowej edycji i chwyciłam tylko opisywany dzisiaj lakier. Później na pewnym blogu kupiłam puder w kulkach, który wręcz kocham! Dobra, dość tego zbędnego gadania, czas na recenzję. Essence Me & Me Ice Cream Nail Polish 04 Icylious ma wręcz przeuroczy kolor, śliczną mleczną brzoskwinkę z delikatnym srebrnym pyłkiem Na paznokciach wygląda świetnie, ale właściwości ma raczej nieciekawe. Po pierwsze, strasznie smuży zarówno przy pierwszej, jak i drugiej oraz trzeciej warstwie. Schnie dość długo, wynika to głównie z ilości warstw i faktu, iż są grube. Cienkie zwyczajnie nie kryją. Nie zalewa skórek, nie spływa z paznokcia, ale ciągle jest miękki, plastyczny. Kolor jest piękny, ale działanie niefajne, więc dam mu jeszcze jedną szansę, ale tylko jedną.


środa, 4 września 2013

Szukamy maseczki idealnej #2 - Soraya 10 Minut Na... Glinkowa maseczka do cery tłustej i mieszanej Perfekcyjne oczyszczenie

Odkąd zaczęłam regularnie nakładać maseczki na twarz jej stan znacznie się poprawił, jednak zdarzył mi się pewien okaz, który jej niestety zaszkodził. Miałam szczerą nadzieję, że zadziała pozytywnie, ale nie stało się ta. Soraya 10 Minut Na... Glinkowa maseczka do cery tłustej i mieszanej Perfekcyjne oczyszczenie to zdecydowanie najgorszy produkt, z jakim się spotkałam, ale od początku. Maskę zapakowano do dwóch oddzielnych saszetek, a każda ma wystarczyć na jedno użycie. Produkt wydobywa się z niego łatwo, mimo iż jest bardzo gęsty. Bardzo dobrze się rozprowadza, nie spływa. Trochę zasycha, ale nie ściąga jakoś makabrycznie. Spłukuje się błyskawicznie. Duży plus za piękny, miętowy kolor. Zapach neutralny, delikatny. Po zmyciu skóra wcale nie wyglądała lepiej, nie została wygładzona. Maseczkę stosowałam przed pójściem spać, rano zauważyłam wysyp wyprysków, grudki, ropne pryszcze, przesuszenia. Nie muszę dodawać, że wyglądało to strasznie. Twarz była zaczerwieniona i nie prezentowała się dobrze. Od razu nałożyłam Acnefan i  Davercin, po trzech dniach skóra wróciła do stanu sprzed maseczkowania. Zużyłam jedną z dwóch połówek i uznałam, że nigdy więcej jej nie kupię. 


Szkoda, że maseczka okazała się dla mnie bublem, bo zapowiadała się naprawdę nieźle, jeśli wierzyć obietnicom producenta. U mnie kompletnie się nie sprawdziła, więc nie polecam, ale na KWC ma bardzo dobre opinie. Mam nadzieję, że kolejne maski okażą się dużo lepsze!


Znacie tę maseczkę? Jeśli tak, to jak się u Was sprawdziła?

poniedziałek, 2 września 2013

FotoMix #6 [10.08-02.09]

Uwielbiam fotografować. Nieważne czym, ważne, aby uchwycić chwilę. Po raz szósty serwuję Wam post w obrazkach, ukazujący trochę mojego życia na co dzień. Ostatnie trzy tygodnie spędziłam na wyjazdach i odpoczywaniu, zbieraniu sił na pracowite miesiące. Wchłonęłam tyle pozytywnych emocji i czuję się bardzo zadowolona. Mam nadzieję, że zdjęcia oddadzą mój entuzjazm choć odrobinę.


1. Uwielbiam Zamość! Mówcie co chcecie, ale ja jestem nim zauroczona mimo iż odwiedzam go kilka razy w miesiącu od urodzenia.
2. Imprezujemy, czyli chrzciny mojej siostrzenicy. Tak, po raz trzeci zostałam ciotką.
3. Żałosne próby biegania. Kto to widział, żeby zmęczyć się po 300m?
4. Koncert Magdy Femme, oczywiście w Zamościu. Szału nie było, ale miło spędziłam czas poza domem.
5. Cudne, słoneczne, rześkie sierpniowe poranki, które już niestety odeszły.
6. Rozpiska motywacyjna, coby ćwiczyć codziennie i zapisywać ich ilość oraz czas wykonywania.
7. Sukienka, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Taką samą ma Anwen :) / C&A, 69,99zł
8. Filtry PicsArt po raz kolejny. Uwaga, rozkręcam się!
9. Naszło mnie na truskawkowy wzorek. Wkrótce pokażę go w oddzielnym poście.

A Wam jak minął sierpień?

niedziela, 1 września 2013

Sierpniowe zużycia

Dawno nie byłam tak bardzo niezadowolona ze zdjęć na bloga. Za oknem coraz częściej szarówa, ciemno i brzydko, więc i jakość obrazów gorsza. Mam w planie zakupić namiot bezcieniowy, ale dopiero za miesiąc czy dwa, a więc póki co z robieniem zdjęć muszę się spieszyć, aby zdążyć przed zachodem słońca. Mam nadzieję, że nie będziecie zwracać dzisiaj uwagi na kolory, tylko na denko, bo w sierpniu udało mi się zużyć całkiem satysfakcjonującą ilość. Nareszcie zaczęłam wypływać spod sterty żeli pod prysznic, powoli ale sukcesywnie. Cieszy mnie każda kolejna torba pustych opakowań, każda butelka i słoiczek. Mam nadzieję, że przebrniecie do końca posta mimo nie najlepszej jakości zdjęć :)



Kamill Cosmetics Wellness Shower Rhabarber-Buttermilch 
Wiecie, jakie to uczucie, gdy otwierając butelkę żelu pod prysznic stać się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi? Ja doznawałam tego podczas każdego użycia tego żelu. Dla mnie to kosmetyk idealny! Genialny, owocowy, mocno orzeźwiający zapach, rabarbarowo-mleczno-owocowy, kwaśnawy, mniam! Aż chciałoby się wypić, szkoda, że niezdatny do spożycia. Żel jest gęsty i kremowy, świetnie się pieni i oczyszcza skórę nie wysuszając jej. Dodatkowo butelka w mocnym, pozytywnym kolorze i wygodny kształt. Cena aż śmieszna, ja kupiłam za niecałe trzy złote. Z pewnością do niego wrócę, o ile zużyję spory zapas żeli.

 Luksja Caramel Waffle Bath Foam
Tę ogromną, litrową butlę zużyłam z ogromną przyjemnością. Zawartość pachniała dokładnie jak karmelowe wafle, pycha! Bardzo słodki, zniewalająco ciepły aromat. Aż ślinka ciekła. Płyn miał piękny, przepraszam za powtórzenie, karmelowy kolor. Gęsty, mocno pieniący się, kremowy. Używałam go zarówno jako żelu pod prysznic, jaki i do kąpieli. Nie wysuszył ani nie podrażnił skóry, oczywiście nie nawilżył jej, ale to nie należy do niego. Ponadto cena niewysoka, około dziewięciu złotych za litr, to naprawdę tanio! Należy dodać jeszcze, że jest bardzo wydajny, gdyż używałam go trzy - cztery razy w tygodniu przez pół roku. Zdecydowanie dobrze zainwestowanie pieniądze. Rozkosz dla nosa!
    
Original Source Seasonal Edition Plum & Maple Syrup Shower
Uwielbiam żele OS, póki co wypróbowałam pięć wariantów zapachowych i ten przypadł mi do gustu najbardziej. Bardzo żałuję, iż jest to edycja limitowana, bo kupowałabym go regularnie. Aromat jest zniewalający, ciepły, w sam raz na zimę, ale nie lepiąco słodki. Podczas mycia czuć było go dość mocno, po spłukaniu wodą na skórze nie pozostawał nawet jego cień. Nie przeszkadza mi to, nie muszę pachnieć żelem. Produkt był gęsty, ale miał lekko galaretkową, przyjemną konsystencję. Przy pomocy gąbki świetnie się pienił, dobrze oczyszczał skórę nie wysuszając jej. Cena również dość przystępna, dziesięć złotych bez promocji to niedużo, a warto wydać te pieniądze, aby cieszyć się tak dobrym produktem.

   
Oriflame HairX Leave - in Conditioner
Od zawsze lubiłam odżywki w sprayu, nawet jeśli nie do odżywiania, to ułatwiające rozczesywanie. Tej używałam właśnie w tym celu i naprawdę dobrze się sprawdzała. Zaaplikowana w niewielkiej ilości nie przetłuszczała włosów, za to nadawała im miękkości, zmniejszała puszenie i plątanie. W zimie lekko spryskiwałam nią czuprynę przed nałożeniem czapki i po zdjęciu jej nie elektryzowały się. Nie odżywiała włosów, przynajmniej ja tego nie zauważyłam, ale nie wysuszała. To porządny produkt, ale nie kupię go ponownie - za dużo innych czeka w sklepach na wypróbowanie.

Ziaja Masło kakaowe Szampon wygładzający
Pokochany od pierwszego powąchania i użycia. Cudo! Świetnie pachnie kakao, słodko, urzekająco wręcz. Do tego genialnie oczyszcza włosy. Nie zawiera silikonów, nie obciąża włosów i nie wysusza ich. Stosowałam go do częstego mycia i nie zostawiał mi siana na głowie. Wręcz przeciwnie - były lekkie i nieco wygładzone. Butelka duża, 400ml, bardzo tania - zapłaciłam około sześciu złotych i do tego wydajna. Myślę, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
 .........
  Green Pharmacy Olejek łopianowy z czerwoną papryką
To moja druga butelka, kupiona głównie z czystej chęci przypomnienia sobie działania. Szczerze mówiąc, to nadal nie wiem, czy zadziałał. W sumie włosy urosły około dwóch centymetrów, nieco więcej niż zazwyczaj, ale to nie jest efekt wow, jakiego oczekiwałam. Nie zaszkodził im, trochę pomógł, nie wysuszył, ale nie nawilżył. Przyjemnie się go stosowało, ale nie wiem, czy kupię ponownie.


BeBeauty Delikatny żel - krem łagodzący do mycia twarzy
Kolejny genialny produkt w  sierpniowym denku. Żel faktycznie jest kremowy, gęsty, lekko się pieni otulając twarz delikatną warstewką. Cudnie oczyszcza twarz, zmywa wszelkie zabrudzenia oraz kosmetyki kolorowe takie jak puder. Zgodnie z zapewnieniem producenta nie wysusza skóry i nie podrażnia jej, łagodzi zaczerwienioną skórę. Jest też wydajny i łatwo dostępny, tani (cztery albo pięć złotych) i zdecydowanie wart zakupu. Z pewnością kupię ponownie.

 Playboy VIP Body Mist
W sierpniu zużyłam też mieszkającą na mojej półce mgiełkę Playboya. I chociaż nazwa firmy nasuwa dość jednoznaczne skojarzenia, to produkt jest naprawdę godny uwagi. Zapach kobiecy, seksowny, bardzo przyjemny. Trwałość niezła jak na mgiełkę, bo aromat czuć przez kilka godzin. Spora pojemność, duża wydajność i całkiem przystępna cena sprawiły, że używałam go długo i z przyjemnością. Tego wariantu zapewne już więcej nie kupię, ale inne na pewno.

Tisane Balsam do ust
Ulubieniec po wsze czasy. Daje moim wargom to, czego potrzebują. Odżywia i nawilża je, wygładza i chroni. Zużyłam już wiele opakować i zdenkuję jeszcze więcej, bo nie wyobrażam sobie bez niego życia.
Soraya 10 Minut na perfekcyjne oczyszczenie Glinkowa maseczka do cery tłustej i mieszanej
Zdecydowanie najgorsza maseczka jaką spotkałam na swojej drodze. Nie podejrzewałam, że jakiś kosmetyk spowoduje taki wysyp i wysuszenie. Może miało to służyć oczyszczeniu twarzy, ale przyjemne nie było ani ładnie nie wyglądało. Niedługo pojawi się dłuższa recenzja z szerszym opisem.

Dax Perfecta Beauty Mask Antybakteryjna maseczka na twarz
Bardzo, bardzo przyjemna i dobrze działająca, ładnie, acz dość nienaturalnie pachnąca. Po prostu. Więcej TU.

 Sylveco Lekki krem brzozowy - próbki
Na ten krem poluję już od kilku miesięcy. Musicie wiedzieć, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy pytając o niego w aptece w odpowiedzi dostałam dwie próbki. Kremu, oczywiście nie było, ale za dwa tygodnie ma być, więc kupię. Produkt po trzech użyciach zrobił na mnie i mojej skórze bardzo dobre wrażenie. Nawilżył i odżywił skórę, pozostawiając ją miękką i gładką. Podoba mi się to i niecierpliwie czekam, aż będę mogła kupić pełnowymiarowe opakowanie.


+ dwa zmywacze, które zmywają wszystko, o ile zaopatrzymy się w folię aluminiową


A Wam jak poszło denkowanie? :)